LZS Bobrowo:MKS Drwęca Golub-Dobrzyń 2:2 (2:1)
Dużo fauli-dużo kartek,
kończymy w 9
(więcej w rozwinięciu)
Liczne stłuczenia i opuchnięcia to najczęstsze urazy na jakie narzekali nasi zawodnicy po meczu z Drwęcą Golub-Dobrzyń, ale może od początku. Tego dnia do Bobrowa przyjechał jak dotąd niepokonany lider, który był niezwyciężony i wygrał wszystkie dotychczasowe spotkania. Trener Jarzembowski miał po raz drugi do dyspozycji szeroką kadrę 16 zawodników . Nieobecny na ostatnim meczu Ćwikliński zaczął na ławce.
Hit olejki, bo takim mianem było określane to spotkanie zaczął się od wyczekiwania na arbitra Pana Wiśniewskiego z Kowalewa Pom. Kiedy obaj trenerzy wyznaczyli już sędziego zastępczego dwanaście minut po godz. 11 dotarł Pan Wiśniewski. I już nie było żadnych przeciwwskazań aby mecz rundy mógł się zacząć.
Tempo meczu na początku było wysokie jak na dwie pierwsze drużyny w tabeli przystało, a spotkanie mogło się podobać. Na przemian atakowały obie drużyny i taka sytuacja powtarzała się przez pierwsze ok. 10 min. Po tym czasie to my zagrażaliśmy rywalom znacznie częściej. Najpierw świetnego podania nie wykorzystał Ostrowski, a chwilę później Myśliński. Jeszcze lepszą sytuację mieliśmy po rzucie rożnym. Po dobrym dośrodkowaniu zakotłowało się w polu karnym gości i była realna szansa na strzelenie gola, lecz nikt nie zdołał wepchnąć piłki do bramki. Początkowo mecz toczył się przy małej liczbie widzów, ale z minuty na minutę ich ilość rosła i już licznie zgromadzona widownia wyczekiwała gola dla gospodarzy. A tym czasem paradoksalnie w 20' na prowadzenie wychodzi Drwęca. Karol Filiński wykorzystał pójście na tzw. "raz" dwóch naszych piłkarzy i płaskim strzałem w długi słupek pokonał Szulca. Tego dnia szczególnie groźnie byliśmy po stałych fragmentach gry lub dalekich wyrzutach z autu w okolicach pola karnego. I właśnie po takim wyrzucie Tomasza Śnieżawskiego i strzale Łukasza Panka w 25' doprowadzamy do remisu. Łukasz wykorzystał gapiostwo i słabość rywali. Od tego momentu mecz toczy się głównie w środkowych częściach pola. Kiedy dochodzi do jakichś sytuacji to głównie pod bramką jakby lekko załamanej Drwęcy. Oczywiście przyjezdni mieli również swoje szanse. Po jednym z rzutów rożnych ich zawodnik kapitalnie uderzył piłkę głową a na nasze szczęście ta wylądowała na poprzeczce. Duża liczba ataków przekładała się na duża liczbę rzutów rożnych, które szczerze mówiąc przez ostatnie tygodnie ćwiczyliśmy na treningach. Nasze zaufanie do trenera w końcu zaprocentowało. W 39' po kolejnym rzucie rożnym wychodzimy na prowadzenie. Tomasz Śnieżawski przedłuża wrzutkę Petelskiego, do której dopada Myśliński i bez zawahania uderza z pierwszej piłki w środek bramki i tym samym uszczęśliwia kibiców w Bobrowie. Była to tzw. "bramka do szatni". Rywale na pewno po tym fakcie byli załamani. Do przerwy 2:1.
Po zmianie stron mogło już być 2:2, ponieważ Jakub Szulc chcąc złapać piłkę nie chwycił jej i prawie wpadła ona do bramki, lecz Kuba zdążył naprawić swój błąd. Przez pierwsze minuty było widać załamanie gości faktem iż to oni muszą gonić wynik. Autor tekstu pt. "Remisowy teatr w Bobrowie", który można przeczytać na stronie internetowej: http://jrmlmksdrweca.futbolowo.pl/ zarzuca nam strach i symulowanie fauli, lecz to tego drugiego dojdziemy. W ww. tekście można przeczytać, że wiedzieliśmy iż nic już nie ugramy i tylko się broniliśmy, a na zdjęciach wykonanych przez Dorotę Śnieżawską widać zupełnie coś innego. Początek drugiej połowy ponownie należał do nas. Na tą część nastawiliśmy się głównie na grę z kontry, wiedząc, że zaatakują goście. Początkowo taka gra nam wychodziła, brakowało tylko ostatecznego wykończenia akcji. Swoje sytuacje marnowali: Ostrowski, Panek, Myśliński i wprowadzony później Lazarowski. Podirytowani wynikiem goście i swoją nieskutecznością coraz częściej uciekają się do brutalnych fauli i stąd te zarzucane nam "symulacje". Kilu naszych zawodników znanych jest z ostrego języka w kierunku sędziów, a szczególnie kiedy sędzia jest stronniczy. Niestety tak było i tym razem. Tym bardziej, że kontrowersji sędziowskich w tym meczu było wiele, np. nieodgwizdywanie fauli przeciwnika lub niepodyktowany rzut karny w pierwszej połowie. Widocznie arbiter chciał pokazać, że on tu rządzi i w ok. 65' podyktował rzut wolny pośredni za uwaga "przekroczenie 6 sekund przy wznawianiu piłki" przez Jakuba Szulca. Po tym rzucie wolnym goście wyrównują za sprawą Mateusza Szałeckiego. Drwęca miała wiele szczęścia, ponieważ piła wpadła do bramki po odbiciu się od jednego z naszych graczy. Od tego momentu zaczynają się schody, a na dodatek w 69' drugą żółtą a w konsekwencji czerwoną kartkę ogląda Petelski. Jedna czerwona kartka w takim meczu to stanowczo za mało, więc żeby poprawić tę statystykę 6 minut później za dwie żółte kartki czerwoną otrzymuje Śnieżawski. W tym momencie mogę się zgodzić, że sytuację stwarzała tylko Drwęca. Niestety rzeczywiście tak był, ale nie można się dziwić kiedy gra się z dwoma zawodnikami mniej. Czas mijał i remis stawał się faktem. W 91' goście mieli piłkę meczową. Jeden z ich graczu przelobował wychodzącego Szulca i chyba cały stadion już widział piłkę w bramce, lecz dzięki drugiemu z graczy Drwęcy, który przerzucił tę samą piłkę nad bramką ten sam stadion wybuchnął śmiechem. Po tej sytuacji nasi zawodnicy mogli tylko dziękować rywalowi, ponieważ gdyby nie on było by 2:3. Do końca utrzymał się remis.
Ostatnie minuty meczu w naszym wykonaniu wyglądało jak obrona Częstochowy. Po meczu pozostał pewien niedosyt. Chociaż trener zapowiadał, że będzie zadowolony z remisu to była realna szansa na 3pkt. Pewnie wiele osób będzie przekonane, że komplet oczek zabrał nam sędzia. Powiem szczerze, że ciężko mi jest zrozumieć niektóre jego decyzje. Również ciekawy jestem czym kierował się administrator strony Drwęcy do napisania relacji mijającej się z rzeczywistością. Patrząc nasz czas, w którym powstała to pewnie jeszcze frustracją wynikiem. Jednego jestem pewien: pudło z 91 minuty już teraz można uznać za pudło sezonu :)
Był to ostatni mecz rundy, więc w najbliższym czasie ją podsumujemy.