LZS Bobrowo:LZS ISKRA Ciechocin 1:1 (0:0)
Nieskuteczna gra
powodem remisu
Na piątkowym treningu Trener Jarzembowski zapytał czy można broniąc się wygrać mecz. Przykłady Chelsea i Iskry pokazują, że można.
W porównaniu do meczu z LZS Zbiczno w wyjściowym składzie doszło do dwóch zmian. Wracający po odpokutowaniu kartek Tomasz Śnieżawski zastąpił Marcina Jaskowskiego, w miejsce chorego Marcina Maciejewskiego wskoczył Jakub Szulc.
Po pierwszym gwizdku sędziego od razu było widać, że goście przyjechali się bronić. Początkowo nawet nie wbiegali na naszą połowę. Można powiedzieć, że przez pierwsze 15 minut graliśmy tylko my, zamykając Iskrę w ich własnym polu karnym. Następnie mecz toczył się interwałami. Iskra atakowała tylko wtedy, kiedy dopadał nas kryzys. Odnotować również trzeba zdarzenie z 10 minuty. Nasz zawodnik został w chamski i bezczelny sposób popchnięty przez zawodnika gości i upadł na murawę trzymając się za twarz. O dziwo ww. zawodnik nie zobaczył nawet żółtej kartki, choć ewidentnie należała się czerwona. Dla takich sytuacji nie powinno być miejsca w futbolu. W tym dniu skuteczność na pewno nie była naszą mocną stroną, choć kilka razy zagroziliśmy bramce przyjezdnych. Groźnie pod naszą bramką w pierwszych 20 minutach zrobiło się tylko raz, kiedy Karol Jaskowski wypuścił piłkę z rąk. W 28 minucie mieliśmy rzut wolny z prawej strony boiska. Jakub Szulc dorzucił dokładną piłkę, którą pięknym strzałem głową po długim słupku w bramce umieścił Łukasz Panek. Radość na trybunach była ogromna i niestety krótka, ponieważ sędzia odgwizdał słuszną pozycję spaloną Łukasza. Więcej klarownych sytuacji brakowało i pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Druga połowa zaczęła się dokładnie odwrotnie niż pierwsza. To Iskra zamknęła nas na naszej połowie wyczuwając swoją szansę. Może dlatego, że w pierwszej połowie daliśmy z siebie za dużo. Mecz stał się szybszy, a kibice na pewno nie mogli narzekać na poziom widowiska. Oba zespoły prezentowały ładny styl. Bardzo dobrze wychodziły nam akcje lewą stroną boiska. Jedną z takich akcji rozpoczął Petelski, zagrywając prostopadła piłkę do Mańki. Ten drugi złamał obrońcę do środka i zagrał do Panka, który z pierwszej piłki odegrał w uliczkę ponownie do Mańki. Ponowne zagranie z pierwszej piłki tym razem Pawła do wbiegającego na piąty metr Myślińskiego i w 54 minucie jest 1:0, a trybuny ponownie szaleją. Kapitalna akcja rodem z ekstraklasy - to wyrażenie i tak nie oddaje w pełni jej piękna. Trener Jarzembowski apelował o spokój, błyskawicznie dokonując zmian. Chciał wywołać nimi większą ostrożność. Okazji do podwyższenia wyniku nie wykorzystali: Mańka, Narewski, Panek i Ćwikliński. 10 minut przed końcem goście doprowadzili do remisu po rzucie wolnym. Stracona bramka zmuszała nas do podjęcia próby ponownego wyjścia na prowadzenie, ale jak to zrobić kiedy nie ma się już siły? Do pracy wzięli się zmiennicy, ale raz za razem pudłowaliśmy niemiłosiernie. Doliczony czas gry ponownie akcja lewym skrzydłem tyn razem w wykonaniu Ćwikliśniego, który nie wiadomo czemu nie podał do mających przed sobą tylko bramkarza Rybickiego i Panka. Gdyby to uczynił padała by bramka na 2:1, a tak sędzia zakończył mecz, zmarnowaliśmy więc akcję meczową.
Ten remis odbieramy jako porażkę. Powodów do narzekania nie ma natomiast Iskra, która przez cały mecz broniła się. Strata do lidera wynosi już 10 pkt i praktycznie znamy już mistrza.
Osoby, które przeczytały tytuł tej relacji zastanawiają się pewnie jak można porównywać drużynę juniorów do czołowej angielskiej drużyny. I rzeczywiście nie można. Można zaś porównywać cele i taktyki jakie obrały obie drużyny. Zarówno Iskra w niedzielnym spotkaniu i Chelsea w meczu z Barceloną broniły się, a odniosły korzystne rezultaty. Niestety takie jest piękno piłki, o którym się boleśnie przekonaliśmy i z opuszczonymi głowami schodziliśmy z murawy.
Kolejny mecz w niedzielę o 11:00 ponownie w Bobrowie.